poniedziałek, 23 lipca 2012

Humanitarna wojna

Poniższy artykuł opublikowałem w 2007 roku na portalu iThink.pl

Humanitarna wojna

Konwencje i umowy międzynarodowe , w odniesieniu do wojny z islamskim terroryzmem nie mogą obowiązywać. Nie trzeba, a nawet nie można się do nich stosować.

    Ostatnie wydarzenia w Afganistanie i kilka ostatnich lat w Iraku pokazują prawdę, której dziennikarze i politycy nie potrafią (lub nie chcą) zrozumieć: wojny nie można toczyć humanitarnie. Nie da się zdobyć , utrzymać i kontrolować jakiegokolwiek wrogiego obszaru, walcząc "tylko trochę" , humanitarnie, zgodnie z zasadami i przestarzałymi konwencjami. W szczególności gdy przeciwnik owych zasad i konwencji nie uznaje, gdy celowo je łamie.
    Żołnierz szkoli się z tematu: jak zabijać. Lata względnego pokoju, czasy gdy Wojsko Polskie "walczyło" wyłącznie na poligonach lub było używane do tłumienia rozruchów w latach komuny , minęły. Społeczeństwo, dzięki beztrosce mass mediów i brakiem szczerości polityków, widziało w Wojsku Polskim tylko "szwejów" chcących odsłużyć, chłopaków z defilady czy zaprowadzających Pokój żołnierzy w "niebieskich hełmach". Niewiele osób zauważyło, że czasy się zmieniły, że Polska jako członek NATO będzie musiała brać udział w firmowanych przez Pakt operacjach. Nie tylko pokojowych. Gdy zaczęła się misja iracka w TV widzieliśmy wyłącznie piękne obrazki z polskich baz, a najważniejszym problemem było to, czy na Wielkanoc żołnierze na misji dostaną żurek. Nie mówiło się o godzinach ciężkich patroli, o wymianach ognia, o atakach i działaniach ofensywnych. Na zdjęciach "z frontu" polscy żołnierze nie strzelali do przeciwnika. Oni rozdawali dzieciom cukierki... Gdy zaczęli ginąć żołnierze, w kraju sypnęły się komentarze, o Honorze, o Krwi i Pomocy i Nieuchronnych Stratach. Nie mówiono o efektach działań bojowych Polaków. Społeczeństwo miało się nie wiedzieć, że polscy żołnierze też potrafią zabijać. I zabijają.
    Afganistan, to nieco inna sprawa niż Irak. Tam, Wojsko Polskie nie stabilizuje. Z założenia polskie jednostki działają tam ofensywnie w strukturze natowskich grup bojowych. Ich zadaniem jest walka. Nie wiadomo jak było naprawdę w Nanghar Khal - to wyjaśni prokuratura wojskowa, jednakże szokuje mnie podejście mediów do tej sprawy. Dziennikarze i opinia publiczna zaczęli oceniać wydarzenia tak, jak gdyby wszystko wydarzyło się nie na wojnie lecz w czasie pokojowej misji ONZ. Zaczęto mówić o zbrodni wojennej, o splamionym honorze...Nikt, poza weteranami, nie odważył się głośno powiedzieć, że w działaniach takich jakie NATO prowadzi w Afganistanie nie da się jasno określić przeciwnika. W wojnach takich jak ta, gdy przeciwnik nie jest umundurowany, gdy przeciwnik nie respektuje żadnych zapisanych czy umownych zasad i konwencji , straty wśród ludności cywilnej są nieuniknione. Inaczej po prostu się nie da. By działania NATO w Afganistanie były w miarę bezkrwawe, by ograniczyć straty wśród cywilów, należałoby wysiedlić pod przymusem mieszkańców WSZYSTKICH osad znajdujących się w rejonie działania Talibów i wtedy strzelać do wszystkich pozostałych. Problem polega na tym, że tzw. społeczność międzynarodowa uznałaby takie działania za zbrodnię...a poza tym , naprawdę ciężko jest odróżnić, kto jest terrorystą a kto np.pastuchem owiec... Konwencje i umowy międzynarodowe , w odniesieniu do wojny z islamskim terroryzmem nie mogą obowiązywać. Nie trzeba, a nawet nie można się do nich stosować. Należy dać odpór obrońcom praw człowieka zabierającym głos w tej sprawie, ponieważ w moim odczuciu terrorysta i osoba mu pomagająca, dobrowolnie wykreśla się z listy przynależności do rodzaju ludzkiego.Inaczej prześpimy moment krytyczny i bomby zaczną się rozrywać na naszym własnym progu.
    Dziennikarze , politycy, telewizyjni "eksperci" a za nimi masa internetowych frustratów za każdym razem , gdy dojdzie do tragedii w dalekim Iraku, gdy zginą cywile jak w Afganistanie wypluwają zacietrzewione komentarze, stawiają bzdurne tezy, nakręcają spiralę sensacji... Szkoda, że tak wielkie oburzenie, zgorszenie, teksty o "hańbie" "zbrodni" nie padają wtedy, gdy kolejny muzułmański fanatyk wysadza się na targu pełnym ludzi, lub w widowiskowy sposób eksterminuje autobus pełen muzułmańskich dzieci. Coraz częściej nie mówi się o zamachowcach jak o terrorystach. Słyszymy - bojownik, rebeliant. Takie komentarze, takie nazewnictwo, pochopne osądzanie wydarzeń to nic innego jak działanie na rzecz arabskich terrorystów - to swoista "Piąta Kolumna" islamskiego terroryzmu.
    Wszyscy zdają się nie pamiętać, że żołnierze nie są winni. Nie "splamili honoru polskiego żołnierza" dlatego, że są chorymi "na wojnę" psychopatami. Nie splamili honoru w ogóle. Oni wykonywali tylko swoje zadania. A, że w dziesiątkach miejsc takich jak Nanghar Khal giną cywile? To straszne ale to jedna z konsekwencji prowadzenia wojny. I trzeba się na coś zdecydować. Albo prowadzić wojnę z pełną mocą, albo wycofać się i poczekać aż miłujący pokój mieszkańcy tych dalekich krain zrobią porządek sami ze sobą.

                                                                                                             Michał "Chmiel" Chmielarz
                                                                                                     nieobiektywny   b. żołnierz 10 bdsz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz